Sunday, September 18, 2011

31 sierpnia, Mestia-Zugdidi-Batumi

Z Mestii wyjechaliśmy o 6 rano. Wiózł nas ponownie zaprzyjaźniony Swan, nie szczędząc swojego auta. W Zugdidi przesiedliśmy się do marszrutki i wczesnym popołudniem byliśmy już w parnym Batumi. Nie bez przygód znaleźliśmy polecany przez Irinę hostel, gdzie zostaliśmy ciepło przywitani i poczęstowani kawą z ciastkiem. Do tego Monika i ja posiliłyśmy się adżarskim chaczapuri (placek jest w kształcie łódki, a oprócz roztopionego sera pływa tam jeszcze jajko i pół kostki masła). Jeszcze tylko w pobliskiej agencji turystycznej zakupiliśmy bilety na pociąg do Tbilisi na kolejną noc, i wreszcie wylegliśmy na plażę.

Jak smakuje adżarskie chaczapuri?

Pod wieczór przeszliśmy się deptakiem do centrum - jakbyśmy znaleźli się w innym świecie. Trzeba dodać, że nasze lokum było w peryferyjnej dzielnicy (za to blisko plaży), gdzie gruntowa droga pełna była dziur, a auta często jeździły bez przedniego zderzaka (fenomen, który zaobserwowaliśmy już w Swanecji). Tymczasem centrum i stare miasto, to kolorowe fontanny, odrestaurowane urocze uliczki i piękne budowle. Tylko kulinarnie Batumi nie spełniło naszych oczekiwań: po długich i bezowocnych poszukiwaniach jakiejkolwiek jadłodajni musieliśmy się zadowolić shoarmą.

Batumi za dnia...

...i nocą

No comments:

Post a Comment