Monday, September 19, 2011

1 września, Batumi-Gonio

Będąc w górach (zwłaszcza przy co stromszych podejściach) planowaliśmy relaksować się na plaży nieprzerwane dwa dni. W Batumi okazało się jednak, że rozpiera nas energia i chętnie byśmy już coś pozwiedzali lub gdzieś połazili. Dlatego w czwartek po śniadaniu, wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do Gonio, 10 km od Batumi. Jest tam stara rzymska forteca, ponoć jeden z najlepszych przykładów rzymsko-bizantyjskiej architektury wojskowej na świecie. Dziś we wnętrzu starych murów kryje się przyjemny zielony ogród. 

Gonio - zielony ogród otoczony starożytnymi murami

Niedaleka wycieczka jednak mocno nas wymęczyła, tak więc popołudnie spędziliśmy znów na plaży. Monika, Iwona i ja chciałyśmy jeszcze przejechać się po starym mieście na nowiutkich, błyszczących rowerach miejskich, ale niestety nie udało nam się rozgryźć systemu. A właściwie to się udało, tylko okazało się, że należy wyrobić specjalną kartę w odległym biurze informacji turystycznej, więc się poddałyśmy. Przespacerowałyśmy się po parku wzdłuż plaży, wypiłyśmy kawę w najmodniejszym lokalu na deptaku (przez moment poczułyśmy się jak w kurorcie na Lazurowym Wybrzeżu lub co najmniej jak w Sopocie) i dołączyłyśmy do reszty na plaży, gdzie siedzieliśmy aż do wieczora, gdy wygonił nas deszcz. 

Czarnomorski kurort Batumi

Jeszcze tylko kolacja: dla Oli i chłopaków - mięso (szaszłyki i kebaby), dla Iwony - sałatka z przepysznych pomidorów, a dla Moniki i dla mnie - znów po adżarskim chaczapuri; i byliśmy gotowi do drogi. Na położony za miastem nowy dworzec kolejowy dotarliśmy w strugach deszczu. Tam musieliśmy się rozdzielić, bo mieliśmy przedziały w odległych wagonach. Dodatkowo Monika i ja po cichu się modliłyśmy, żeby do naszego przedziału nie trafiło dwóch rosłych Gruzinów. Nasze modlitwy najwyraźniej zostały wysłuchane bo za współpasażerki miałyśmy mamę z córką.Muszę przyznać, że pociąg nieco rozczarował: jeszcze przed wyjazdem, na Dniach Kultury Gruzińskiej w Krakowie słyszeliśmy opowieści o tym składzie - miało być nowocześnie, pachnąco i z przytupem. Tymczasem było jak w drodze do Zugdidi, tylko trzęsło trzy razy gorzej. Dopiero rano okazało się, że trafił się nam jakiś felerny wagon, nasi towarzysze mieli nawet telewizor w przedziale.

No comments:

Post a Comment