Saturday, September 17, 2011

26 sierpnia, Tbilisi-Mccheta

W piątek, nasz ostatni dzień w stolicy, postanowiliśmy wybrać się do pobliskiej Mcchety - duchowego centrum kraju. To w tym miasteczku, w IV wieku, Gruzja przyjęła chrześcijaństwo. Święta Nino ochrzciła króla Miriana, a następnie mieszkańcy masowo przyjmowali chrzest w rzece Mtkvari. Tutaj przez wiele wieków była też stolica Gruzji.

Mcchetę zwiedzaliśmy w towarzystwie Ezrama, przemiłego Gruzina, który zagadał nas już w marszrutce (czyli mini-busie). On ani słowa po angielsku, my w łamanym rosyjskim - i tak się jakoś porozumiewaliśmy (gdy Monice udało się przedstawić bezbłędnie, to cała marszrutka biła jej brawo). Ezram zaprowadził nas do Kościoła Samtavro, gdzie pochowany jest król Mirian z królową Naną, a następnie poszliśmy do Katedry Svetiskhoveli, jednego z najświętszych miejsc w Gruzji. Przepiękny romański kościół pochodzi z XI wieku i zgodnie z legendą jest pod nim zakopana szata Chrystusa. Następnie Ezram wynegocjował nam jeszcze niezłą stawkę za taksówkę i pojechaliśmy do Dżwari - monastyru górującego nad miastem.

Widok z Dżwari na Mcchetę

Po powrocie do stolicy rozdzieliliśmy się i część poszła zwiedzać stare Tbilisi, a my z Moniką, Pauliną i Piotrkiem poszliśmy do Muzeum Sztuk Pięknych, obejrzeć kolekcję gruzińskiego malarstwa z przełomu XIX i XX wieku.

W muzeum trwały akurat zdjęcia do jakiegoś filmu, musieliśmy więc chwilę czekać na wejście do sali z dziełami znanego prymitywisty, Pirosmaniego. W międzyczasie ucięliśmy sobie pogawędkę z autorem scenariusza, Dato Turaszwilim. Nie była to postać zupełnie nam obca, gdyż Dato jest znajomym państwa Mellerów i jego twórczość opisana jest w ich książce, którą czytaliśmy wszyscy w ramach przygotowania merytorycznego do wyprawy. Miło było się otrzeć o artystyczne kręgi Tbilisi.

Pirosmani, "Feast in the Grape Pergola"

Po muzeum nastąpiła jeszcze suta kolacja, a wieczorem udaliśmy się na dworzec. Wagon sypialny, którym mieliśmy jechać do Zugdidi (na północnym zachodzie Gruzji) najwyraźniej pamiętał lepsze czasy imperium sowieckiego, ale obsługa była przemiła, a my zmęczeni. Po krótkiej lekturze, miarowy takt pociągu ukołysał nas do snu.

No comments:

Post a Comment