Saturday, September 17, 2011

27 sierpnia, Zugdidi-Mestia

Nie zdążyliśmy nacieszyć się porankiem w pociągu: byliśmy w Zugdidi przed 7 raną, od razu złapaliśmy marszrutkę do Mestii i ruszyliśmy do Swanecjii, kaukaskiego pogranicza z Czeczenią. Jeszcze kilka lat temu miejsce to miało niedobrą sławę dzikiego zachodu (a raczej wschodu) z klanami dzielącymi się wpływami w poszczególnych dolinach i nierzadkimi porwaniami turystów dla okupu. Jednak za rządów Saakaszwilego wiele się zmieniło: lokalni watażkowie trafili za kraty (lub do piachu), do policji zaciągnęli się młodzi, dobrze opłacani i nieskorumpowani ludzie, a i sami Swanowie skalkulowali, że lepiej zarobią karmiąc, nocując, przewożąc i oprowadzając po górach licznych turystów niż łupiąc nielicznych śmiałków, którzy by tu zawędrowali.

Zugdidi o świcie

Droga z Zugdidi do Mestii to 130 km. Jeszcze rok temu była to ponoć 5-godzinna wyprawa, gdzie bez jeepa z napędem 4x4 lepiej nie ruszać. Dziś jednak do górskiego miasta dojeżdża zwykła marszrutka (w naszym przypadku stary Ford Transit), a droga w większości jest wyłożona betonowymi płytami, jak niegdyś nasza A4. No dobrze, może nie jest to dwupasmówka, ale nawierzchnia w dużej mierze się sprawdza. Tylko w "dużej mierze", bo jednak jest to droga w budowie i w wielu miejscach czekały na nas niespodzianki jak mijanka z zagrzebaną w błocie betoniarką czy objazd budowanego właśnie tunelu skarpą nad przepaścią.

Do Mestii dojechaliśmy przed południem, a na głównym placu czekała już na nas Eka - pani, u której nocleg załatwiła nam Irina. Rozlokowaliśmy się u Eki, wyprosiliśmy coś do jedzenia i ruszyliśmy na mały spacer do punktu widokowego nad Mestią, polecany przez Lonely Planet. Po drodze wstąpiliśmy do informacji turystycznej, gdzie uświadomiono nam, że "mały spacer" to sześciogodzinna wędrówka, a szlak pokonuje różnicę wzniesień 800 metrów, na stosunkowo niewielkim odcinku. Zaopatrzeni w wodę i czekoladę ruszyliśmy na podbój Kaukazu.

Rozterki kaukaskiej krowy: w górę czy w dół?

Wędrówka była rzeczywiście wyczerpująca, a niektóre stromizny - mordercze, ale widok z góry 2300 m npm) wynagradzał wszelkie trudy. Miasto w dolinie sprawiało spokojne i ospałe wrażenie, choć w rzeczywistości jest to jeden wielki płac budowy: rząd postanowił stworzyć tu zimowy kurort, który przyciągnie narciarzy z całej Europy. Z jednej strony to dobrze: powstaną liczne miejsca pracy dla Swanów, wzrośnie ich standard życia, a przetrwanie srogich zim będzie łatwiejsze dzięki lepszej infrastrukturze. A z drugiej strony oczywiście Mestia nieodwołalnie się zmieni i straci urok cichej górskiej miejscowości, ni to miasta, ni to wioski, gdzie krowy chodzą po wąskich uliczkach, a Swanowie zapraszają gości do wspólnej supry, czyli wieczerzy.

Odpoczynek po trudach wędrówki

No comments:

Post a Comment